środa, 10 października 2012

2. Początek końca.


'Co spra­wia, że człowiek zaczy­na niena­widzić sam siebie?
 Może tchórzos­two. Al­bo nieodłączny strach
 przed po­pełnianiem błędów,
 przed ro­bieniem nie te­go, cze­go in­ni oczekują. '

Wakacje mają to do siebie, że są ciepłe, leniwe i kończą się zbyt szybko. Czasami można wpaść w rutynę i po prostu nie liczyć godzin i dat. Nie czując upływającego czasu, nie jesteśmy dokładnie pewni, czy to poniedziałek, czy może środa. I to właśnie przytrafiło się Arystokracie. Gdyby nie fakt, że Narcyza zdarła z niego pościel i wrzasnęła głośno, aby łaskawie wstał i ruszył swoje cztery litery na peron, zapewne spóźniłby się na  pociąg. Draco usiadł na łóżku i głośno ziewnął, za co został skarcony przez swoją matkę.
-Co ja z Tobą mam. –kobieta westchnęła i machnięciem różdżki spakowała rozrzucone rzeczy do  kufra. –Śniadanie masz na stole. –dodała szybko i opuściła pokój syna. Blondyn przetarł oczy ręką, po czym leniwie powlókł się pod prysznic. Dopiero ciepła woda spływająca mu po karku, orzeźwiła wspomnienia dnia poprzedniego. Był u Zabiniego, trochę wypili, ponabijali się z jakichś głupich mugolek. Zupełnie wyleciało mu z głowy, że szkoła zaczyna się kolejnego dnia. Jeszcze do tego wszystkiego, został mianowany Prefektem Naczelnym. Dlaczego on? Dobre pytanie. Ślizgon też się nad tym zastanawiał. Podejrzewał, że dostał tę posadę, bo pochodził z dobrej rodziny z tradycjami, był czystej krwi, no i co najważniejsze miał nieodparty urok osobisty. Poważanie wśród młodych uczniów miał zapewnione, a z pozostałą częścią umiał sobie poradzić. Z resztą kto mu podskoczy? Jedynym zagrożeniem był dla niego wielki Potter, który chodził z tą swoją wiecznie nadąsaną miną ofiary losu i wkurzał go niemiłosiernie. No i jeszcze jeden problem na drodze do pełni władzy. Granger. Szlama i on mieli dzielić się obowiązkami. Na tę myśl, aż się wzdrygnął i szybko wyskoczył spod prysznica. Miał dwadzieścia minut do wyjścia, a musiał jeszcze zabrać kilka rzeczy, które nie każdy może wnieść do Hogwartu. Jednak on był Draco Malfoy, a to nazwisko do czegoś zobowiązuje. Musiał pokazać klasę i fakt, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. A reszta sama się ułoży. Draco nie miał ochoty użerać się z innymi uczniami. Lubił błyszczeć, ale w nieco inny sposób niż pozostali. Niektórzy go za to nienawidzili, nieliczni kochali. Zarzucali mu próżność, a tak naprawdę chcieli być tacy jak on. Jedyny, niepowtarzalny, chłodny i wyrafinowany. Niby na uboczu, a jednak na świeczniku. Przez te wszystkie lata wypracował sobie taką pozycję i co tu dużo ukrywać, lubił ją. Poprawiając kołnierzyk od białej koszuli, rzucił w lustro krótkie spojrzenie. Oprócz lekkich worów pod oczami, wyglądał nieźle. Jasne kosmyki lekko opadały mu na czoło i dodawały nonszalancji. Był podobny do swojego Ojca. Charakterystyczne rysy twarzy, zadziorny nos, niebieskie oczy. Całe życie starał się być taki jak Lucjusz. Dążył do tego, aby przypodobać się Ojcu, aby zasłużyć na jego uznanie. Ścigał się z całym światem, a najbardziej z samym sobą i ze swoimi słabościami. Czasami robił coś wbrew sobie, aby zaimponować Malfoy’owi. Teraz patrząc na swoje odbicie, widział w sobie cząstkę Lucjusza. To go cieszyło i przerażało jednocześnie. Nie mógł na to jednak  nic poradzić. To było jego dziedzictwo i musiał je przyjąć. To jego przeznaczenie.

*  *  *

Pociąg dojeżdżał powoli do stacji. Za kilka minut będzie musiał zaprowadzić bandę rozwydrzonych pierwszoroczniaków do Wielkiej Sali, a potem porozsyłać ich po swoich domach. Z satysfakcją i lekką dozą nieufności spojrzał na odznakę przypiętą do jego szaty. Był najlepszy, jednak to wciąż było za mało, aby zadowolić Ojca. Malfoy wiedział, że musi wykazać się czymś większym, bardziej wyrafinowanym i dostojnym, aby zasłużyć sobie na uwagę Lucjusza. Wiedział, że pewne rzeczy i tak się wydarzą w przyszłości i gdy przyjdzie czas, będzie musiał stanąć po właściwej stronie barykady. Zbliżała się ostateczna rozgrywka i chyba każdy o tym wiedział. Czarny Pan zbierał siły i to tylko kwestia czasu gdy uderzy z podwójną mocą. Przez ostatnie lata swojego życia tylko na to czekał, a gdy był już tak blisko, zaczynał się coraz bardziej niecierpliwić. Nagle ktoś trącił go w bok. Szlama Granger.
-Czego znowu chcesz? –burknął, nawet nie patrząc na dziewczynę. Przed chwilą mieli małą scysję i myślał, że ta natrętna kujonica da mu spokój.
-Gdybyś robił to co do Ciebie należy, zamiast gapić się bezmyślnie w okno, nie musiałabym tu przychodzić. Nie wiem kto Ci dał tę odznakę, ale udowodnię mu i całej szkole, że to był gigantyczny błąd. –fuknęła obrażona i kręcąc głową odeszła w stronę najbliższego przedziału z pierwszakami. Dracon skrzywił się pod nosem, ale nic nie powiedział. Szkoda czasu na dyskusje ze Szlamą. Zniesmaczony ruszył do swoich obowiązków, co jakiś czas upominając pierwszoklasistów, aby zachowywali się jak przystało na przyszłych czarodziei. Miał niezłą frajdę, gdy jakaś mała, rudowłosa dziewczynka o mało się nie rozpłakała, gdy zwrócił jej uwagę na temat nieschludnego stroju. Władza była piękna. Podniecała go i kusiła, dawała poczucie spełnienia i perspektywy na przyszłość. Kiedy już dotarli do Hogwartu mógł na chwilę odsapnąć i usiadł przy stole z pozostałymi Ślizgonami. Jak zwykle otoczył go wianuszek ludzi, którzy chcieli ogrzać się w blasku jego sławy. Parkinson jak najęta trajkotała, że bardzo się cieszy z przyjazdu do szkoły, bo rodzinka przez cały okres wakacji nie dawała jej spokoju. Dracon nie wiedział dokładnie o co jej chodziło, bo nie specjalnie interesowały go wywody koleżanki. Znudzony, uciszył ją jednym morderczym spojrzeniem.
-Przymknij się. –mruknął w jej stronę, a blade policzki Ślizgonki oblały się rumieńcem. Był zmęczony i miał kaca, a musiał załatwić jeszcze kilka ważnych spraw. Miał zamiar iść do dyrektorki i kategorycznie zażądać usunięcia szlamy z funkcji Prefekta. Później chciał pogadać z Zabinim. Tylko jemu mógł ufać w stu procentach i tylko on znał większość jego sekretów. Od najmłodszych lat mówiono mu, że nie może nikomu ufać. Jednak z Blaisem było inaczej. On go rozumiał. Dlaczego? Być może nie bez znaczenia był tu fakt, że obaj byli wychowani w tej samej ideologii. Mili te same ideały, podobne priorytety i ich ścieżka ku przyszłości wiodła w tę samą stronę. W kierunku Lorda Voldemorta.
-Na zakończenie, chciałabym prosić, aby wieczorem, gdy już zaaklimatyzujecie się, Prefekci Naczelni, Dracon Malfoy i Hermina Granger, wstawili się do mnie do gabinetu. Dziękuję za uwagę i życzę udanego roku szkolnego. – z zamyślenia wyrwał go głos profesor McGonagal, która właśnie przemawiała swoim cienkim głosem. Szybko otrząsnął się z zadumy i nieznacznie  skrzywił. Kolejna pogadanka. Nuda, nuda, nuda.

*  *  * 
Wieczorem, o umówionej wcześniej porze, Malfoy stawił się przed gabinetem nauczycielki. Nerwowo zerknął na zegarek na przegubie lewej ręki. Nie miał czasu na głupie pogaduszki z kimś, kto w jego mniemaniu nie mógł mu nic mądrego powiedzieć. Po chwili z daleka usłyszał stukot kroków. Spojrzał w stronę ciemnego korytarza, oświetlonego jedynie kilkoma pochodniami. Granger. Zadufana w sobie Gryfonka nawet na niego nie popatrzyła. I dobrze. On też nie miał zamiaru z nią gadać. Zmierzył ją tylko wzrokiem. Nie prezentowała się źle. Jakiś cichy głosik podpowiedział mu, że Granger jest nawet ładna.
-I co z tego? Pansy też jest ładna. Dużo dziewczyn mi się podoba. Jednak Szama to Szlama. Koniec dyskusji. – przemknęło mu przez myśl i wbił wzrok w ciemną posadzkę. Po  krótkiej chwili drzwi otworzyły się, a nauczycielka gestem ręki zaprosiła ich do środka. Dracon przepuścił Szlamę w drzwiach i ruszył za nią. Owiał go zapach fiołkowego szamponu do włosów. Delikatny, przyjemny i tak bardzo mu obojętny. Usiadł na wolnym krześle i skrzyżował ręce na piersi. Bojowa postawa. Ojciec zawsze mówił, że trzeba pokazać innym, że już od początku są pod nami, że ich się nie boimy, a co więcej, że za nic mamy sobie ich zdanie.
-Pewnie zastanawiacie się, jaki jest cel tej rozmowy. –zaczęła McGonagal, patrząc na nich badawczo. Okulary zsunęły jej się na czubek nosa, co wywołało wzgardliwe parsknięcie Dracona. Nie zwracając uwagi na jego zachowanie nauczycielka kontynuowała. –Otóż jesteście Prefektami Naczelnymi. Wybrałam waszą dwójkę, ponieważ uważam, że idealnie się do tego nadajecie. Ty moja Droga jesteś mądrą i sprawiedliwa dziewczyną. Rozumiesz potrzeby innych, jesteś uczynna i sympatyczna. Ty natomiast.. –przerwała na chwilę i przeniosła wzrok na chłopaka. – Masz silny charakter, umiesz radzić sobie z presją i z innymi ludźmi. Mam nadzieję, że wykorzystasz te cechy, szczególnie w kryzysowych sytuacjach. –rzekła poważnym tonem. –Chciałabym, abyście się jakoś spróbowali dogadać. Nadchodzą ciężkie czasy, musimy się zjednoczyć i unikać podziałów. Proszę was, abyście dali z siebie wszystko, żeby zjednoczyć swoje światy.. Jeśli wiecie, co mam na myśli. –zakończyła z cichym westchnięciem.
-Oczywiście. Moje poświęcenie i lojalność ma Pani zapewnioną. –rzekła Hermina oficjalnym tonem. Była nad wyraz dojrzała w swoim oświadczeniu. Malfoy jedynie skinął głową. Szczerze? Gówno go to obchodziło. Miał swoje misje do wykonania, a nie zaprzątać sobie głowę jakimiś pierdołami. Po krótkim wykładzie ze strony nauczycielki, oboje opuścili jej gabinet. Dziewczyna jakby lekko zamyślona, zerknęła na niego. Z nadzieję? Też coś!
-Zapomnij Granger. Nie będziemy współpracować. – powiedział, a usta wykrzywiły się w półuśmiech. Zrobił krok w jej stronę i zmierzył ją wzrokiem, od stóp do głów. –Co więcej. Zniszczę Cię i każdą Szlamę w tym zamku. –prawie wypluł te słowa.
-Jesteś żałosnym, egoistycznym dupkiem. –Hermiona wywróciła oczami i z rezygnacją pokręciła głową. –Dorośnij dzieciaku. –mruknęła i wyminęła go, lekko potrącając barkiem. Gdy tak znikała w ciemnym zaułku, Malfoy zaśmiał się głośno. Chciał, aby go usłyszała i aby ten pusty śmiech roznosił się echem w jej podświadomości. Bo to miała być wojna. Początek końca, właśnie się rozpoczynał. 

'Miłość i nienawiść są dwoma ob­licza­mi tego samego.'

___________________________________________

Witam.  Od kilku dobrych miesięcy niczego nie pisałam. Już nawet nie pamiętam jak to jest, tworzyć opowiadanie. Teraz jednak sobie przypominam. Powoli odszukuję magię, która kiedyś mnie nakręcała, a którą kiedyś utraciłam. Jak już wcześniej Gaba wam tłumaczyła, piszemy notki na zmianę. Główną ideą jest to, że każda z nas, pisze rozdziały z perspektywy innej postaci. Mi przypadł Draco i staram ukazać się świat z jego perspektywy. Myślę, że idea jest dobra, bo zarówno jak Ja i Gaba jesteśmy różne, tak Dracon i Hermiona to też odrębne postacie. Może być ciekawie i wybuchowo, więc serdecznie zapraszamy do czytania, komentowania i kibicowania dwójce naszych głównych bohaterów. :) Pozdrawiam gorąco, kropelka ;*

sobota, 6 października 2012

Powrót do Hogwartu i powracające wspomnienia


-Nie wiem,jak czas mógł tak szybko zlecieć-myślała Hermiona. Była to szczupła,brązowooka dziewczyna z kasztanowymi włosami.Pakowała właśnie walizkę,kiedy usłyszała tak dobrze jej znany głos ojca.
-Córeczko,śniadanie gotowe!
Zeszła więc na dół.Wzięła sobie tosta i zaczęła powoli go konsumować.Zwykle nie jadała śniadań,ale dzisiaj zrobiła ten wyjątek.
Owy dzień był dla niej szczególnie ważny,bo dzisiaj wraca do Hogwartu,swojej ukochanej szkoły.Miała już dość świata mugoli,chociaż oczywiście kochała rodziców.Był jeszcze jeden powód do radości-została prefektem naczelnym.Spojrzała na zegarek.
-O kurcze-pomyślała.Była ósma trzy,ekspres Hogwart-Londyn wyjeżdżał o dziewiątej więc jeśli chciała zdążyć,musiała szybko się spakować.
Zostawiła na wpół niezjedzonego tosta i niczym wicher wpadła do pokoju.Zabrała wszystkie potrzebne rzeczy,chwyciła klatkę ze swoim szczurkiem Samem i powędrowała na dół.Na stacji była o ósmej pięćdziesiąt siedem,szybko pożegnała się z rodzicami i przebiegła przez ścianę.Wpadła na coś miękkiego i ciepłego.Tym czymś,a raczej kimś był...Malfoy?Jej śmiertelny wróg?
-Wiem,że jestem boski i wszystkie na mnie lecą,ale szlamy się tu nie spodziewałem-powiedział na powitanie Ślizgon.
Zmienił się przez te wakacje. Hermiona musiała przyznać,że był bardzo dobrze zbudowany,jego włosy nie były jak zwykle ulizane żelem,ale nonszalancko opadały na blade czoło.Oczy takie zimne i nieprzeniknione miały w sobie jakąś iskierkę.Jednym słowem wyprzystojniał.                                                                        - Jesteś taki głupi, czy tylko takiego udajesz?-spytała Hermiona. A sorry, to było pytanie retoryczne,choć twoja pusta łepetyna nie jest w stanie tego pojąć-powiedziała po czym podniosła się z niego i już miała iść,   kiedy ten debil złapał ją za nadgarstki.
-Co ty sobie myślisz,brudna szlamo? Nie będziesz mnie obrażała,nikt nie ma takiego prawa,a w szczególności ty!
-Przepraszam,że uraziłam twoją parszywą godność!Nie boisz się ubrudzić szlamem?Taki wielki pan arystokrata nie powinien mnie dotykać-powiedziała, po czym odeszła zostawiając zdziwionego Malfoya samego.
Za długo sobie pozwalała,żeby ten idiota ją obrażał.Teraz Hermiona potrafiła się odgryźć.Nie zamierzała dalej tolerować jego zaczepek.Z takim postanowieniem weszła do pociągu i zaczęła szukać wolnego miejsca w przedziale.Kiedy była już na samym końcu,zobaczyła przez szybę swoich przyjaciół,Rona i Harry'ego.
-Cześć Hermi, kopę lat!-powiedzieli jednocześnie chłopcy.
-Witajcie,jak tam po wakacjach?
A no okej,byliśmy w Australii,tam gdzie jest najlepszy stadion do gry w quidditcha,grały przecież Harpie z Holyhead!Poderwałem nawet jedną ale....
Jak zwykle Ron,stale się przechwala-pomyślałam.Ale lubiłam go,był bardzo zabawnym i dobrym przyjacielem.. Za to po śmierci Dumbledora,Harry się zmienił.Łatwo można było go wyprowadzić z równowagi.Wcale się nie dziwię,bardzo wiele przeżył.
-Proszę przygotować się do wysiadki-rozległ się głos konduktora Stana Shunpike'a.
Przebraliśmy się i pociąg się zatrzymał.Wyszliśmy na dwór.Harry i Ron poszli do powozu a ja jako prefekt naczelny musiałam odprowadzić pierwszorocznych do zamku. Dzieci stały przy bramie prowadzącej do zamku.
-Witajcie,jestem Hermiona Granger i zaprowadzę was do zamku.
Te malutkie istoty wyglądały na przestraszone,tylko skineły głową. Dziewczyna przypomniała sobie swój pierwszy dzień w Hogwardzie,bała się,że jej nie zaakceptują,bo jest mugolką,myślała że nie znajdzie przyjaciół...Tymczasem wszystko dobrze się potoczyło,nie przejmowała się teraz obelgami Ślizgonów.
Weszli do Wielkiej Sali.Gryfonka zajęła miejsce koło Ginny, na przeciwko Rona.Po przydzieleniu uczniów do domów,dyrektorka zaczeł przemowę.
-Witajcie uczniowie,dzisiaj dla niektórych to pierwszy dzień nauki w szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwardzie, większość twarzy jest mi znana.Mam nadzieję,że nie będzie żadnych problemów i wszyscy będą się szanować.
Teraz podam kilka ogłoszeń.Uczniowie nie mają  wstępu do Zakazanego Lasu,nie mogą posiadać rzeczy ze sklepu Weasleyów. Nieupoważnione osoby nie powinny przebywać na korytarzu po dwudziestej drugiej.Jeśli ktokolwiek miałby jakieś pytania,należy skierować się do nauczycieli lub do prefektów.Prefekci naczelni to: Hermiona Garnger i Dracon Malfoy.Teraz życzę wszystkim Smacznego!-powiedziała nauczycielka i na stołach pojawiły się przeróżne potrawy.
-Świetnie-mruknęła pod nosem Hermiona. Pewnie Malfoyowi tatuś załatwił posadę.Prefekt powinien być wzorem do naśladowania,a Malfoy na pewno nie jest święty-myślał dziewczyna.Po skończonej uczcie,kiedy już miała odchodzić od stołu,zobaczyła,że Malfoy odchodzi odprowadzić pierwszaków do ich dormitoriów.
Piętnaście minut później Hermiona już siedziała w swoim ulubionym fioletowym fotelu i czytała książkę.Chłopcy poszli jeszcze na chwilę na dwór,więc została sama.Kiedy skończyła czytać lekturę,poszła do łazienki,zrobiła sobie gorącą kąpiel i poszła spać.Jutro czekał ją przecież pierwszy dzień nauki,spotkanie prefektów i na pewno wiele innych,niekoniecznie miłych rzeczy...
 


Hej wszystkim!Zapraszam do czytania bloga o histori Gryfonki i Ślizgona.Mam nadzieję,że pierwsza notka się spodobała,druga pojawi się średnio za tydzień.Piszę tą historię z kropelką z bloga historia-pewnego-marzenia.blog.onet.pl
Życzę miłego czytania i komentowania w razie jakichkolwiek pytań proszę pisać na gaba6456@op.pl na pewno szybko odpiszę.Buziaczki,pa!